galeria zdjęć z Niemiec: http://www.facebook.com/media/set/?set=a.10150358717089073.401511.555969072&l=886c05bdec&type=1

galeria zdjęć z Indii: http://www.facebook.com/media/set/?set=a.10150242806114073.366015.555969072&l=363fc7b216

czwartek, 15 września 2011

pare słów o Herzo



Herzogenaurach – miasto w Niemczech, w Bawarii, z ponad 1000-letnią tradycją. Obecnie liczy 23 047 mieszkańców (23 048 włączając mnie), którzy są bardzo wyraźnie podzieleni na zwolenników Pumy i Adidasa. Założyciele obu firm - bracia Dassler, pochodzą z tego miasteczka, ale swoje siedziby umieścili po przeciwnych stronach rzeki Aurach. Istniejące dawniej w mieście fabryki zostały całkowicie przeniesione do krajów o niższych kosztach pracy.
Lotnisko
W Herzogenaurach, w 1930 roku, utworzono lotnisko wojskowe. Lotnisko zostało pierwotnie zaprojektowane jako polowe, ale Deutsche Luftwaffe zrobiło z niego szkołę latania o nazwie Deutsche Fliegerschule (w 1946 przechrzczone na Herzo-Base). Z powodu ograniczeń nałożonych przez Traktat Wersalski początkowo było wykorzystywane wyłącznie przez Hitlerjugend, jednak piloci zaczęli ograniczenia obchodzić, szkoląc się w ubraniach cywilnych. Lotnisko było wykorzystywane głównie w celu osłony lotniczej wojsk podczas inwazji na Austrię i Czechosłowację.

 
Wyczytałam na Wikipedii ze Herzogenaurach ma muzeum żłobków (???) Po wnikliwym śledztwie okazało się, że chodziło o żłóbki (takie bożonarodzeniowe).

Herzogenaurach jest też zagłębiem tanich zakupów. Znajdują się tu outlety Adidasa, Pumy, Nike, St.Oliver. Z moją lekkością do wydawania pieniędzy, powinnam omijać te miejsca szerokim łukiem...

Outlet Adidasa - moja rozrywka na wtorkowe popołudnia
Wspominałam już wcześniej, że okolica roi się od rowerzystów. Ciekawostką jest sposób zabezpieczania roweru przed kradzieżą. Otóż blokada jest przekładana przez koło, żeby nikt jednośladem nie odjechał, ale rzadko się zdarza, żeby rower był przypinany do czegokolwiek.

W knajpkach kieliszek wina to 0.2l - zdarza się, że właściciele nie mają odpowiednich kieliszków, więc na stół trafia zwykły 'mały' kieliszek z trunkiem nalanym aż po rant.

Niestety w sklepach trzeba kasjerom 'patrzeć na ręce' - już kilka razy wracałam się bo miałam na rachunku coś źle naliczone. Nie wiem czy są tacy gapowaci, czy po prostu przepracowani?

Wybrałam się na lokalny bieg na 10km. Piękna pogoda, dobra organizacja a na mecie w punkcie odżywczym rozdawali pokrojone arbuzy - świetny pomysł, można się napić przekąszając.