galeria zdjęć z Niemiec: http://www.facebook.com/media/set/?set=a.10150358717089073.401511.555969072&l=886c05bdec&type=1

galeria zdjęć z Indii: http://www.facebook.com/media/set/?set=a.10150242806114073.366015.555969072&l=363fc7b216

wtorek, 4 października 2011

Perypetie podróżnicze 2


moi nowi 'ulubieńcy'
Tym razem jechałam do Niemiec. Bilet nabyłam w połowie sierpnia, kiedy wszystkie autokary wyjeżdżały jeszcze z dworca Łódź Fabryczna. W międzyczasie zmieniłam datę wyjazdu, co pociągnęło za sobą zmianę dworca, z którego zaplanowany był wyjazd. Niestety umknął mi ten fakt, a że od 2 miesięcy podróżuje na tej trasie to jak zawsze pojechałam na Fabryczny. Zorientowałam się, że jestem w złym miejscu ok 15:20 czyli 5 min przed planowym odjazdem autokaru z Kaliskiej. Zadzwoniłam do biura Sindbada z zapytaniem, czy autokar poczekałby na mnie 20 min, żebym się zdążyła przedostać między dworcami. Niestety Pani operatorka powiedziała, że nie opóźni wyjazdu i że jeśli chcę jechać to muszę dogonić autokar w Turku, Kole lub Koninie. Nie pozostało mi nic innego jak dzwonić do kogoś, kto mógłby mnie podrzucić w któreś z tych miejsc. Szczęśliwie znalazł się kierowca (dzięki tato!) i zdecydowaliśmy się dogonić autokar w Koninie, bo jadąc autostradą mieliśmy najwięcej pewności, że będziemy na czas. Udało się dotrzeć do Konina 30 min przed planowym odjazdem. Wyobraźcie jakież było moje zdziwienie, jak autokar, na który gnałam z maksymalną możliwą prędkością spóźnił się 50 min do Konina, bo... czekał w Łodzi... Nie wiem, czy zaistniała sytuacja jest wynikiem złośliwości Pani operator telefonu, pod który dzwoniłam, jej bezmyślności, czy ignorancji? Co więcej, jakieś 30 min po pierwszym telefonie do biura, dzwoniłam potwierdzić, że wsiądę w Koninie, z prośbą o poinformowanie kierowców. Niestety przerosło to możliwości osoby, z którą rozmawiałam, bo kierowcy byli bardzo zaskoczeni widząc mnie w Koninie, a na przesiadce w Gnieźnie, od Pilotki drugiego autokaru, dowiedziałam się, że nie ma mnie na liście, bo przecież się nie zgłosiłam. Bez komentarza. Cała historia kończy się blisko 3 godzinnym spóźnieniem do Norymbergi, co w połączeniu z wszystkim powyżej nie skłania mnie do korzystania z usług Sindbada w przyszłości. Wam również odradzam. Skarga już poszła oczywiście.
Kontynuacja podróży również była niełatwa. Kupiłam, jak zawsze, bilet do Erlangen w automacie i wsiadłam do pierwszego pociągu, który przyjechał. Na te wszystkie podróże, dotychczas tylko raz konduktor mi sprawdzał bilet. Dzisiaj zdarzył się drugi raz. Okazało się, że miałam bilet na osobowy, a jechałam IC (rzeczywiście wyglądał inaczej niż pociągi, którymi jeździłam wcześniej). Na szczęście pani konduktorka machnęła ręką, jak się dowiedziała, że jadę tylko jeden przystanek. Jeszcze by mi mandatu brakowało po 18h w podróży… Na koniec zwiał mi autobus do Herzogenaurach, a kolejny był 25min później… Ehhh... Do roboty dotarłam przed 11, choć przyznam się, że jak wsiadałam na rower to byłam niemal pewna, że mnie coś trzaśnie, skoro na każdym etapie podróży coś mi się przytrafiało, ale widać limit pecha już wyczerpałam, bo dojechałam cała i mam się dobrze.


czwartek, 15 września 2011

pare słów o Herzo



Herzogenaurach – miasto w Niemczech, w Bawarii, z ponad 1000-letnią tradycją. Obecnie liczy 23 047 mieszkańców (23 048 włączając mnie), którzy są bardzo wyraźnie podzieleni na zwolenników Pumy i Adidasa. Założyciele obu firm - bracia Dassler, pochodzą z tego miasteczka, ale swoje siedziby umieścili po przeciwnych stronach rzeki Aurach. Istniejące dawniej w mieście fabryki zostały całkowicie przeniesione do krajów o niższych kosztach pracy.
Lotnisko
W Herzogenaurach, w 1930 roku, utworzono lotnisko wojskowe. Lotnisko zostało pierwotnie zaprojektowane jako polowe, ale Deutsche Luftwaffe zrobiło z niego szkołę latania o nazwie Deutsche Fliegerschule (w 1946 przechrzczone na Herzo-Base). Z powodu ograniczeń nałożonych przez Traktat Wersalski początkowo było wykorzystywane wyłącznie przez Hitlerjugend, jednak piloci zaczęli ograniczenia obchodzić, szkoląc się w ubraniach cywilnych. Lotnisko było wykorzystywane głównie w celu osłony lotniczej wojsk podczas inwazji na Austrię i Czechosłowację.

 
Wyczytałam na Wikipedii ze Herzogenaurach ma muzeum żłobków (???) Po wnikliwym śledztwie okazało się, że chodziło o żłóbki (takie bożonarodzeniowe).

Herzogenaurach jest też zagłębiem tanich zakupów. Znajdują się tu outlety Adidasa, Pumy, Nike, St.Oliver. Z moją lekkością do wydawania pieniędzy, powinnam omijać te miejsca szerokim łukiem...

Outlet Adidasa - moja rozrywka na wtorkowe popołudnia
Wspominałam już wcześniej, że okolica roi się od rowerzystów. Ciekawostką jest sposób zabezpieczania roweru przed kradzieżą. Otóż blokada jest przekładana przez koło, żeby nikt jednośladem nie odjechał, ale rzadko się zdarza, żeby rower był przypinany do czegokolwiek.

W knajpkach kieliszek wina to 0.2l - zdarza się, że właściciele nie mają odpowiednich kieliszków, więc na stół trafia zwykły 'mały' kieliszek z trunkiem nalanym aż po rant.

Niestety w sklepach trzeba kasjerom 'patrzeć na ręce' - już kilka razy wracałam się bo miałam na rachunku coś źle naliczone. Nie wiem czy są tacy gapowaci, czy po prostu przepracowani?

Wybrałam się na lokalny bieg na 10km. Piękna pogoda, dobra organizacja a na mecie w punkcie odżywczym rozdawali pokrojone arbuzy - świetny pomysł, można się napić przekąszając.

środa, 31 sierpnia 2011

Niemcy 6


norymberskie grillowane kiełbaski
  1. W supermarkecie znalazłam maszynę do chleba. Podchodzisz, naciskasz guzik, i dostajesz ciepły wypiek. WOW!
  2. Żeby poczuć się jak dziecko, pojechałam do zoo w Norymberdze. Kupiłam sobie precla w kształcie delfinka (to w związku z nowo-otwartym delfinarium), postałam w kulturalnej kolejce i weszłam. Przyznam szczerze, że nie było to może tanzańskie safari, ale i tak zrobiło na mnie wrażenie – duże przestrzenie, zadbane wybiegi, dużo atrakcji dla najmłodszych. I pewnie gdybym miała lat 8 a nie 28 to bym spędziła tam caluśki dzień, a tak obleciałam w 1.5 godziny.
  3. Nie rozumiem zasady działania niemieckiej kolei… Jechałam z Erlangen do Mogeldorfu (3 stacje za Nurnberg HBF) i zapłaciłam za to 3.8 € – tyle samo, co Erlangen – Nurnberg HBF (czyli 3 stacje bliżej). W drodze powrotnej chciałam zahaczyć o starówkę, więc najpierw podjechałam 3 stacje Mogeldorf-Nurnberg HBF – bilet 2.1€, a później Nurnberg HBF – Erlangen 3.8 €. Czyli wyszło, że w jedną stronę bilet kosztował 3.8 €, a w drugą 5.9 € ? Na dodatek w drodze powrotnej pociąg wyjechał z 25min opóźnieniem, bo się następna stacja paliła…
  4. Stare Miasto Norynbergi jest rzeczywiście piękne. Pogoda dopisała, więc miło było pospacerować. Dowiedziałam się, że Norymberga słynie z grillowanych kiełbasek, więc postanowiłam spróbować. Jakież było moje zdziwienie, jak podano mi je na aluminiowym talerzu rodem z Misia! Nie mniej, w smaku były dobre – zwłaszcza w połączeniu z surówką z kiszonej kapusty i bawarskim piwem. Polecam! 
  5. A w niedziele rzeczywiście wszystko poza kawiarniami, lodziarniami i restauracjami jest pozamykane. Dziwnie jakoś.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

(nie) krypto reklama


Jako, że miło wiedzieć dla kogo się pracuje, pogrzebałam troche w internecie i znalazłam kilka ciekawostek z historii Adidasa. Oto one.

Adolf ‘Adi’ Dassler zaczął produkować buty sportowe w pralni matki w Herzogenaurach zaraz po tym jak wrócił z I Wojny Światowej. W lipcu 1924 roku dołączył do niego brat Rudolf ‘Rudi’ Dassler tworząc Gebrüder Dassler Schuhfabrik

Jako że w tamtych czasach nie można było polegać na elektryczności bracia nieraz musieli napędzać swoje urządzenia poprzez pedałowanie na rowerku stacjonarnym.

Przed Igrzyskami w 1936 Adi pojechał, jedną z pierwszych autostrad, do wioski olimpijskiej z walizką pełną butów sprinterskich i namówił sprintera Jesse’go Owens’a by ich użył. Sportowiec zdobył 4 złote medale tym samym rozsławiając buty Dasslerów i powodując burzę zamówień z całego świata. Przed II Wojną Światową bracia sprzedawali 200tys par butów rocznie (30 rodzajów dla 11 dyscyplin). 

Podczas wojny fabryka przerzuciła się na produkcję broni przeciw-czołgowej (sic!). 

Obaj bracia dołączyli do Nazistów (chociaż Rudolf bardziej niż Adolf). Podczas ataku bombowego w 1943 kiedy Adi z rodziną weszli do schronu, w którym Rudolf z rodziną już byli, Adi wypowiedział słowa "The dirty bastards are back again," odnosząc się do planów wojennych aliantów. Niestety Rudolf był przekonany, że to o nim i jego rodzinie. To i przekonanie, że brat wydał go amerykańskim żołnierzom jako członka SS przyczyniło się do rozłamu.

W 1947 bracia rozstali się. Rudi założył swoją firmę RUDA (Rudi Dassler), która później została przemianowana na PUMA. A Adi zarejestrował swoją jako ADIDAS AG. (od pierwszych liter imienia i nazwiska Adi Dassler). Zdanie all day I dream about sport (cały dzień marzę o sporcie), które jest niekiedy uważane za właściwe pochodzenie nazwy, powstało później. 

Pierwsze powojenne buty były robione z płótna i gumy z amerykańskich zbiorników na paliwo. Znakiem firmowym zostały trzy paski oznaczające potrójne wzmocnienie buta. 

Adi Dassler był pierwszym przedsiębiorcą, promujący swoje innowacje poprzez sport i sportowców (np. Muhammad Ali). Przełomowym momentem w historii firmy było złoto drużyny niemieckiej na piłkarskich World Cup w 1954. Piłkarze mieli na sobie korki Adidasa.

Od 1972r. znakiem firmowym jest również koniczynka, symbolizująca ducha igrzysk olimpijskich oraz połączenie 3 kontynentów.

Obecnie firma dzieli się na Adidas Sport Performance – produkty dla sportowców, Adidas Original – kolekcja ubrań, butów i dodatków do codziennego użytku. Adidas Style – codzienna  moda zainspirowana sportem.To tłumaczy 2 osobne sklepy Adidasa w łódzkiej Manufakturze.



Adidas ma na swoim koncie 700 patentów i praw autorskich na swoje produkty.

Adi Dassler zmarł w 1978, w wieku 78 lat.

"Impossible is Nothing" - hasło reklamowe Adidasa.


wtorek, 23 sierpnia 2011

Spostrzeżeń ciąg dalszy


  • Niemcy przepuszczają na pasach. Nawet jak się dopiero do nich podchodzi. Bardzo miły zwyczaj – będę musiała uważać, żeby się nie zapomnieć w Polsce.
  • Rowery – jest ich tu całe mnóstwo! Zwłaszcza w pobliskim Erlangen, które jest miasteczkiem studenckim (nie dziwi więc ilość dwukołowców). Żeby nie być gorsza, też sobie kupiłam. Na transakcji z Jugosłowianinem utargowałam 5 euro, które wydałam na blokadę (to chyba polska mentalność?). No ale wracając do tematu, w samym Herzogenaurach mają chyba więcej ścieżek niż w całej Polsce. I to jakich ścieżek. Wyobraźcie sobie, że są tu asfaltóweczki biegnące przez środek pola, tak tak, to jest właśnie „Zachód”.
  • Wspominałam wcześniej jak to z uporem maniaka witałam się uśmiechem i podniesieniem ręki z innymi biegaczami. I że było to najczęściej nieodwzajemnione. Już domyślam się dlaczego. Otóż dowiedziałam się, że w Bawarii patrzenie rozmówcy w oczy to cecha obywateli byłej NRD, czyli obywateli niższej klasy według większości Bawarczyków. Już nie będę się witać…
  • Znalazłam źródełko z wodą pitną gdzieś w połowie jednej ze ścieżek biegowych. To się nazywa infrastruktura! Na tym samym treningu zamotałam się do tego stopnia, że zatrzymywałam pana na traktorze, żeby się dowiedzieć którędy do domu. Chyba czas pomyśleć o zegarku biegowym z GPS’em.
  • Duże sklepy zamykają w tygodniu o godzinie 20, małe o 18 (w sobotę o 14), w niedziele są nieczynne i nie ma całodobowych.  Normalnie powrót do przeszłości! Jest to podobno element specjalnego programu prorodzinnego, do którego będę zmuszona się przyzwyczaić.
  • W swej dobroci przywiozłam do biura kilogram polskich czekoladek. Taki sam zwyczaj miałam w Irlandii. I o ile w Irlandii, mniej więcej do lunchu, pudełko było puste, tak tutaj chyba z tydzień było jedzone. Niemcy to jednak bardzo zachowawczy naród.
  • Odkryłam napój Schwip-Schwap, który jest ni mniej ni więcej tylko połączeniem Coli i Fanty – ciekawe po co to ładować w jedną butelkę?
  • I skoro o butelkach mowa… Wczoraj po zrobionych zakupach zauważyłam, że mam dodatkową pozycje na paragonie. Pierwsza myśl – ‘oszwabili’ mnie na 25 centów! Ale, że nie chciało mi się kłócić o złotówkę, to darowałam. Dzisiaj ta sama pozycja pojawiła się na paragonie?! Postanowiłam to sprawdzić i co się okazało. Nasi zachodni sąsiedzi mają kaucję na plastikowe butelki PET. Co tłumaczy fakt, że ludzie w biurze są poobstawiani tak owymi (myślałam, że są tak zarobieni, że po prostu nie mają kiedy ich do kosza wynieść).  
moje 'nowe' cudeńko