galeria zdjęć z Niemiec: http://www.facebook.com/media/set/?set=a.10150358717089073.401511.555969072&l=886c05bdec&type=1

galeria zdjęć z Indii: http://www.facebook.com/media/set/?set=a.10150242806114073.366015.555969072&l=363fc7b216

piątek, 12 sierpnia 2011

Mija pierwszy tydzień pobytu w malowniczym Herzogenaurach


I tak:

  1. Dystans z domu do pracy to mniej więcej tyle, co z placu Wolności do Nawrot – przyjemny spacer. Ciekawe czy to samo będę mówiła przy trzaskającym mrozie, śniegu zalepiającym oczy, czy ulewie?
  2. Do pracy mam pod górkę – dosłownie, miasteczko i okolica jest bardzo pofałdowana. 
Herzogenaurach - droga do pracy

  1. Nie mogę przywyknąć do tego, że w biurze wszyscy wyglądają jakby z boiska wrócili. Oczywiście nie byle jakiego boiska, tylko sponsorowanego przez Adidasa. No i oczywiście obowiązuje absolutny zakaz noszenia produktów dwóch największych konkurentów (Puma i Nike).  
  2. Wyjrzałam dzisiaj na parking dla pracowników: Mercedes, Audi, Audi, BMW, Audi, BMW, Volkswagen, Mini, BMW… Ehhh...
  3. Ku mojemu zaskoczeniu pani kasjerka w Aldim, na oko 60-letnia, potrafiła się dogadać po angielsku. Brawo dla tej pani. Swoją drogą, mam nadzieję, że zanim wyjadę to się zacznę porozumiewać po niemiecku. Wszystko w moich rękach.
  4. Zabieranie z domu mleczka do opalania było lekką przesadą. Podobnie jak w Polsce mamy tu sierpniopad i wydaje mi się, że trochę za mało ciepłych rzeczy przywiozłam. Ale, nie ma tego złego – mam teraz świetny powód żeby na zakupy pójść.
  5. Nie wiem, czy to domena tego miasta, regionu czy całych Niemiec, ale zielone światło na przejściu dla pieszych nie mruga pod koniec. Ciekawe, kto to wymyślił i czy zastanowił się, że jak się idzie z impetem przed siebie (albo co gorsza - biegnie) to trudno się tak nagle zatrzymać. Cóż, w ostateczności dowiem się ile kosztuje mandat za przechodzenie na czerwonym.
  6. Podczas ostatniego treningu odkryłam, że oznaczenia ścieżek biegowych jednak nie są wystarczająco łopatologiczne… Na szczęście miałam jeszcze trochę czasu do zmierzchu, więc mogłam sobie na spokojnie poszukać drogi do domu. Przy okazji pobiegałam z niemieckimi sarnami, spotkanymi w lasku, przez pola kukurydzy i urokliwe przedmieścia, więc warto się było zgubić. Aha, u nich też pola nawożą gnojówką…
  7. W kantynie non stop jest włączony Eurosport (nudy!), a w porze lunchu całe pomieszczenie wypełnione jest zapachem masali – bynajmniej nie jedzonej przez Niemców.
  8. No i na koniec, rozglądałam się za kursem niemieckiego i cóż – tanio nie jest. Trzeba się było bardziej przyłożyć w liceum, na lekcjach u pani o wdzięcznej ksywie Helga, a nie śpiewać tylko „Ich bin Auslander und speche nich gut Deutsch”.

2 komentarze: