W ramach poznawania kraju i jego kultury poszłam z koleżankami do tutejszego kina. Wybrałyśmy film produkcji indyjskiej – łatwy, miły i przyjemny (przynajmniej taki był trailer). Na początku seansu w kinie został puszczony krotki filmik z hymnem Indii i podziękowaniem hinduskim żołnierzom za wsparcie. Ciekawa promocja armii, zwłaszcza w połączeniu z tematyką filmu. Okazało się, że trafiłyśmy na hinduską Hannah Montana (amerykański sitcom dla młodzieży). Film o nieszczęśliwie zakochanej nastolatce mszczącej się na chłopaku za złamanie serca. Ubaw po pachy! Zwłaszcza, że film był po hindusku i nie było napisów… Cóż, nawet bez zrozumienia dialogów fabuła pozwoliła za sobą nadążać…
Spotkałyśmy się oczywiście z entuzjastycznym przyjęciem niektórych scen brawami, ale daleko było temu do szaleństwa na prawdziwych boolywoodzkich produkcjach z tańcami i śpiewami.
Tak czy inaczej była to dla mnie przygoda z serii "one-off"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz