Pare słów o OSHO… Otóż przed przyjazdem do Indii nigdy nie słyszałam o OSHO… Tutaj dowiedziałam się o tym ośrodku medytacji od kolegi z pracy i jednocześnie od mojej kochanej siostry, która jak tylko dowiedziała się, że będę w Pune to wysłała mnie tam na zwiady (Magda – porozmawiamy o tym w domu!). A że jak wiecie, lubię próbować nowych rzeczy postanowiłam wybrać się na całodzienną medytacje.
Aby wejść do ośrodka, trzeba przejść badania na HIV [900 Rupii] (wspominałam o tym w poprzednim poście). Już sam gabinet lekarski i osoba lekarza, drzemiącego na krześle w oczekiwaniu na pacjentów, nie wzbudza zaufania Europejczyka. Przed zabiegiem dwa razy sprawdziłam czy Doktor Hindus używa igieł jednorazowych i jak tylko nabyłam przekonania, że sprzęt jest w porządku – dałam się ukłuć. Po 15 min dostałam wyniki – zdrowa, mogę medytować.
Na medytacje przyjechałam w niedzielę z rana. Musiałam nabyć 2 szaty: jedną w kolorze maroon (bordowo-fioletowy) na dzień [600 Rupii] i jedną białą na spotkanie wieczorne [830 Rupii]. Oczywiście zakup zrobiony został w sklepie firmowym OSHO, bo nigdzie indziej kolor maroon nie jest taki, jaki być powinien, a przecież w ośrodku musi panować harmonia… No nic, odżałowałam to 1430 Rupii i poszłam na Welcome Meeting.
Welcome Meeting miało na celu pokazać jak wyglądają trzy główne medytacje i oswoić z zasadami panującymi w ośrodku. Zaczęło się wspólnymi tańcami przy utworze „Love Generation” (ciekawe czy płacą tantiemy Bobowi Sinclarowi?). Później zapoznaliśmy się wewnątrz grupy i jeszcze trochę potańczyliśmy przy utworach specyficznych dla krajów, z których pochodziły nowe osoby (niestety nic polskiego nie mieli – widocznie niewielu Polaków daje się nabrać na to całe OSHO). W grupie mieliśmy Hiszpana, Włocha, Irańczyka, Izraelczyka, Japonki i kilku Hindusów. Po tym wstępie przeszliśmy do oglądania filmów na temat medytacji. Nie chciałabym się zbytnio rozwodzić na ten temat (szczegóły możecie znaleźć na stronie http://www.osho.com/ – ale uprzedzam, że to strata czasu!), powiem tylko, że wszystkie medytacje składają się one z tańczenia, skakania, wykrzykiwania słowa „OSHO” (!?!), bełkotania, zamierania w bezruchu, siedzenia w milczeniu – w różnych konfiguracjach. Po Welcome Meeting poszłam na lunch, który miał kosztować 100 – 200 Rupii, a dziwnym trafem wyszło ponad 300 (znowu poczułam się naciągana!), no ale udało mi się wyczaić świeże figi, które za mną „chodziły” od dłuższego czasu, więc stwierdziłam, że nie ma tego złego…
Idąc do centrum medytacji „nie odrobiłam pracy domowej”… Gdy przyszedł czas na zadawanie pytań, po zakończeniu Welcome Meeting, podniosłam rękę i zapytałam, czy OSHO podpisuje swoje książki? W odpowiedzi usłyszałam „If you find him…”.Wytłumaczenie: OSHO zmarł 11 lat temu (czego ja oczywiście nie wiedziałam i byłam przekonana, że na medytacjach wieczornych jest OSHO Live, a nie filmik!). Wyobraziłam sobie sytuacje jakby ktoś przyszedł z Nowym Testamentem do kościoła i zapytał czy może prosić o podpis Jana ewangelisty…
Na terenie Ośrodka płaci się voucherami, które kupuje się w kasie. Oczywiście, jeśli nie wykorzystasz wszystkiego to Twój problem – zwrotów nie ma…
Idąc do centrum medytacji „nie odrobiłam pracy domowej”… Gdy przyszedł czas na zadawanie pytań, po zakończeniu Welcome Meeting, podniosłam rękę i zapytałam, czy OSHO podpisuje swoje książki? W odpowiedzi usłyszałam „If you find him…”.Wytłumaczenie: OSHO zmarł 11 lat temu (czego ja oczywiście nie wiedziałam i byłam przekonana, że na medytacjach wieczornych jest OSHO Live, a nie filmik!). Wyobraziłam sobie sytuacje jakby ktoś przyszedł z Nowym Testamentem do kościoła i zapytał czy może prosić o podpis Jana ewangelisty…
Na terenie Ośrodka płaci się voucherami, które kupuje się w kasie. Oczywiście, jeśli nie wykorzystasz wszystkiego to Twój problem – zwrotów nie ma…
Wszystkie większe spotkania odbywały się w tzw. OSHO audytorium – wielkiej piramidzie z kamienną posadzką (mam nadzieję, że nie złapałam „wilka” po spędzeniu tam kilku godzin…). Aby się do niej dostać, wszystkie rzeczy trzeba było zostawić w szafce. Wynajem szafki – kolejne 35 Rupii, ale poza wynajęciem trzeba było jeszcze kupić sobie kłódkę [60 Rupii]… Po prostu gdzie nie pójdziesz tam wysysają kasę z Ciebie!
Interesującym motywem był basen. Całkiem spory, zadbany, z przyjemnie chłodną wodą – nic tylko wskakiwać! I tu pojawia się problem – pływać można wyłącznie w kostiumie w kolorze maroon – oczywiście do nabycia w lokalnym sklepie…
Ogólne wrażenia z wizyty w sekcie OSHO? Czułam się jakbym na zajęciach w szpitalu psychiatrycznym była… Wszyscy krzyczą, bełkoczą, wymachują kończynami w nieskoordynowany sposób, a później siadają w bezruchu... No i te szaty do złudzenia przypominające szpitalne kitle…
Ogólne wrażenia z wizyty w sekcie OSHO? Czułam się jakbym na zajęciach w szpitalu psychiatrycznym była… Wszyscy krzyczą, bełkoczą, wymachują kończynami w nieskoordynowany sposób, a później siadają w bezruchu... No i te szaty do złudzenia przypominające szpitalne kitle…
Myślę, że jest wiele ciekawszych sposobów na wydanie 300zł.
Podsumowując - moja ciekawość świata mnie zruinuje kiedyś!
Badania 900
Szaty 1430
Wejście 850
Szafka 95
Dojazdy 1800
_______________
OSHO 5075 Rupii (ok. 300zł)
OSHO 5075 Rupii (ok. 300zł)
Jeśli nie zobaczę Cię dziś w moich obserwatorach to masz przerąbane!!!!!! :-)
OdpowiedzUsuńjuz jestem ;)
OdpowiedzUsuń