galeria zdjęć z Niemiec: http://www.facebook.com/media/set/?set=a.10150358717089073.401511.555969072&l=886c05bdec&type=1

galeria zdjęć z Indii: http://www.facebook.com/media/set/?set=a.10150242806114073.366015.555969072&l=363fc7b216

niedziela, 1 maja 2011

Indie - część druga

* Zaskoczyły mnie swastyki spotykane w wielu miejscach – nam Europejczykom kojarzą się jednoznacznie, tymczasem: „nazwa swastika pochodzi z sanskrytu i oznacza "przynoszący szczęście". Obecnie w krajach Europy i obu Ameryk symbol ten kojarzony jest prawie wyłącznie z Adolfem Hitlerem i nazizmem, natomiast w Azji jest powszechnie stosowanym symbolem szczęścia i pomyślności.” – kto by pomyślał?
* Ostatnio jadąc rikszą zobaczyłam to, o czym już nieraz słyszałam, a czego oglądać nie chciałam… Dwie dziewczynki robiące kupę centralnie na ulicy na oczach innych – masakra!
* Zarejestrowałam się w (podobno) bardzo popularnym centrum medytacji OSHO – na dzień dobry zrobiono mi test na HIV (ciekawe o jakich medytacjach tu mowa?!), dodatkowo musze kupić dwie szaty: na dzień w kolorze maroon i na wieczór białą – w przyszły weekend pójdę pomedytować.
* Wracając do tematu motocykli – widziałam już 4 osoby na jednym moto (!!!), 3 osoby też dość często. Ciekawostką jest to, ze kobiety w sari, które jeżdżą jako „plecak” wsiadają na motocykl tak jak kiedyś kobiety konno jeździły, boczkiem.  Piękny widok – spróbuje wycelować jakieś zdjęcie.
* Nasi trenerzy zaprosili nas w piątkowy wieczór do THE CULTURAL GARDEN RESTAURANT (http://sanskruti.com/). No może nie do końca zaprosili, bo wjazd kosztował 400 rupii za wejście + 100 rupii za dojazd (półtoragodziny w nieklimatyzowanym busie w godzinach szczytu…) Nie mniej, bardzo ciekawe miejsce – ni to centrum artystyczne, ni restauracja. Były stoiska z przekąskami (hitem była Dosa – taki cienki placek z nadzieniem ziemniaczanym), stoiska z napojami (pyszna masala tea, okrutna masala soda – ble), nakładanie mehandi (nie omieszkałam skorzystać, zdjęcie niżej), lepienie garnków glinianych, czytanie z linii papilarnych, tarot, kukiełki, ludowe tańce, robienie warkoczyków na włosach (niestety nie udało mi się skorzystać :P), muzyka na żywo i inne takie. Oto moje Mehendi:


Co jeszcze zrobiłam w Sanskruti:
·         Ulepiłam też mój pierwszy garnuszek – krótka i smutna historia garnuszka niestety skończyła się jak na nim usiadłam w busiku wracając z piwem ze sklepu… Alkohol jest zły!
·         Tańczyłam przy ludowej muzyce. Przyznam, że tańce indyjskie, gdzie wszyscy się bawią (duzi i mali), mają bardzo pozytywny klimat! Znalazła się i Hinduska, która chciała nas nauczyć tańczyć po ichniejszemu – to musiał być zabawny widok, dla pozostałych.
·         Postawiłam sobie tarota – w skrócie – pora umierać, wg pani tarocistki będę mieć kłopoty na każdej linii, może i bym się zmartwiła gdyby nie to, że chwile później poszłam na…
·          …wróżenie z reki, hyhy. Dowiedziałam się, ze czeka mnie zarządzanie ludźmi, sława, napiszę książkę, będę dużo pracować społecznie, a do tego będę mieć 2 mężów i 3 dzieci – żyć nie umierać!
·         Jadłam też lody zrobione z kruszonego lodu z sokiem i kawałkiem deseczki w środku – jako patyczek. Strach pomyśleć z jakiej wody był robiony ten lód…

* Piłam sok z trzciny cukrowej – wyciskanej na moich oczach – do soku pan dodaje lód, który wyjmuje swoimi "czystymi – bo na pewno mytymi w ciągu ostatniego tygodnia" rękami z płóciennego woreczka i wrzuca do szklanki (najczęściej lekko klejącej, wielorazowego użytku) W soku jest również limonka, mięta i jakiś biały proszek (?) – widziałam też smoki… nie no, żartuje.
* W mieście spotyka się dziwne billboardy z kilkoma zdjęciami Panow i hinduskimi napisami – okazuje się, ze są to życzenia urodzinowe, twarz jubilata i zdjęcia osób składających życzenia.
* Lody w McDonalds na całym świecie smakują równie dobrze!
* W sobotę skoro świt poszliśmy na wyprawę w góry. Niestety zbocze porośnięte jest mnóstwem kolczastych roślin – po kilku godzinach łażenia moje nogi wyglądały jakbym przez ogród różany przebiegła… Poza tym dużo „luźnych” kamieni, na których łatwo się poślizgnąć… ogólnie ładne widoki, ale kiepskie warunki do łazikowania.


* Zaliczyliśmy też pobliskie jeziorko – woda niewiele chłodniejsza od temperatury ciała… Niestety nasze polskie organizmy ciężko znoszą cały dzień w pełnym słońcu przy temp 35+...
* Złapaliśmy stopa – kierowca nie mówił słowa po angielsku i jechał boso, poza tym luz – prób gwałtu nie było, na szczęście oczywiście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz