Jak wiadomo, co kraj to obyczaj. Również kulinarny. Przez blisko trzy tygodnie pobytu w Indiach miałam okazję popróbować rozmaitych specjałów tutejszej kuchni (strach pomyśleć, że jeszcze kolejne 3 tygodnie mam wytrzymać bez schabowego!).
Chleb
- Hindusi jedzą głównie tzw. flatbread, czyli coś pomiędzy tortillą a naleśnikiem w różnych wariacjach. Przyrządzają go z różnych rodzajów mąki, raz smażą na oleju, raz na maśle, nieraz dodają coś do "surowego" ciasta np. czosnek.
- Nazywa się to Paratha/Chapati/Roti/Naan i nie jestem w stanie odróżnić które jest które…
Mamy też chleb "prażynkopodobny":
- Papad – ni to maca, ni to andrut.
- Bhatura – tortilla smażona w głębokim tłuszczu.
Jeśli opcja indyjska komuś nie odpowiada, to można tutaj zjeść również dość typowy chleb tostowy, natomiast należy zapomnieć o przepysznym polskim wypieku z chrupiącą skórką…
Nabiał
- Z łatwością można kupić tu omlety. Najczęściej z dodatkami takimi jak: grzyby, pomidory, chilli.
- Poza tym popularne są jajka – jako dodatek do ryżu.
- Jogurty dostępne są głównie w postaci "lassi" (Lassi można kupić w foliówkach ze słomką, tak jak napoje w Polsce w późnych latach 80-tych). Zdarzają się też jogurty Danone w naszym hotelowym sklepiku (dostawa jest 2 razy na miesiąc!). Jak się możecie domyślić, po każdej dostawie następuje szybkie natarcie Polaków na sklep i tego samego dnia jogurty znikają z półki.
- Mleko – najczęściej pite jako składnik shake’ów, do nabycia również UHT w kartonach (nie zawsze dostępne).
- Dania indyjskie serwowane są jako tzw. thali (talerz).
- Mamy Veg Thali i Non-veg Thali (prosty wybor).
- Każde thali to zestaw różnych dań, każdego po troszku (dzięki temu tak wiele już spróbowałam).
Thali |
- Generalnie potrawy indyjskie to papki – niewiele do gryzienia.
- Każda jest pikantna (mniej lub bardziej).
- Je się palcami lub łyżką. W całym campusie nie widziałam ani jednego noża w kantynie.
- Nie ma szklanych talerzy – je się na plastikowych lub metalowych tacach.
- Ciężko znaleźć jakąkolwiek serwetkę.
I tak na thali może znaleźć się:
- Aloo gobi – ziemniaki (aloo), kalafior (gobi) i indyjskie przyprawy.
- Samosa – ciasto francuskie uformowane w trójkąt nadziewane przyprawionymi ziemniakami, cebulą, grochem, soczewicą lub kurczakiem.
- Biryani – ryż z przyprawami, mięsem, warzywami lub jajkiem.
- Chole bhature – danie z grochu podawane ze smażonym flatbread’em.
- Rajma – danie z czerwonej fasoli i sosu z indyjskimi przyprawami serwowane z ryżem lub roti.
- Chilli soy chunks – kotleciki sojowe w sosie chilli.
- Paneer – tutejszy ser przyrządzany na wiele sposobów (nie umywa się niestety do sera polskiego, ehhh tęsknie za serkiem wiejskim…).
- Dosa – naleśnik zrobiony ze sfermentowanego ciasta zrobionego ze zmiksowanego ryżu i soczewicy z nadzieniem np. ziemniaczanym. Wiem, wiem, słowo ‘sfermentowane’ wywołuje mieszane uczucia, ale jak dla mnie, najlepsze indyjskie danie, które dotychczas jadłam.
Dodatkowo mała instrukcja:
- Dal – danie przygotowane z roślin strączkowych (soczewica, groch, cieciorka, fasola).
- Tadka – mocno przyprawione danie, usmażone na małej ilości tłuszczu.
- Masala – określenie mieszanki przypraw najczęściej czosnku, imbiru, cebuli i chilli.
- Tikka masala – smażone lub pieczone danie z masalą.
Mięso
- Ciężko jest tu kupić jakiekolwiek danie mięsne, a jeśli już to kurczak lub baranina (mutton).
- Kurczaki tutaj są wielkości gołębi (co poniekąd daje do myślenia...).
- Kurczak w potrawie najczęściej nie jest ‘boneless’, wiec trzeba się jeszcze pobawić w obgryzanie tych małych kosteczek.
- Ciekawostką mięsną jest radośnie brzmiący: Chicken Lollipop (zdjęcie poniżej) – komentarz zbędny.
Chicken lollipop |
Czymże byłby obiad bez deseru?
- Gulab jamun – ciasto zrobione z mąki z mlekiem uformowane w kuleczki i usmażone w głębokim tłuszczu podane ze słodkim syropem przyprawionym kardamonem – PASKUDZTWO!
- Sheera – słodka owsianka z orzechami, rodzynkami, kokosem.
- Balushahi – deser podobny do pączka – smaczny, ale tłusty jak diabli! Czuje się grzech podczas jedzenia...
Co do picia:
- Hindusi piją bardzo dużo świeżo wyciskanych skoków owocowych (z racji dostępności owoców). Niestety najczęściej te soki nie są zimne, co obniża znacznie walory smakowe.
- Można również dostać sok marchewkowy czy z buraków.
- Lassi – napój jogurtowy o różnych smakach (najpopularniejszy jest mango, ale lassi jest również pite na słono).
- Masala chai – napój zrobiony z herbaty, mleka i masali (jeśli nie jest przesłodzony, to smakuje świetnie)
Warzywa
- Zasadniczo dostępne jest większość warzyw, które mamy w Polsce, ale smakują one nieco inaczej. Na przykład pomidory, które można tutaj kupić, nie byłyby dopuszczone przez Komisję Europejską do sprzedaży – są niesymetryczne i mają plamki, ale za to ich smak jest niepowtarzalny – od razu czuć to słońce, w którym dojrzewały!
- Próbowałam tutaj już kalafiora, marchwi - wyjątkowo słodka, buraków (najlepsze w postaci soku), cebuli, kukurydzy (przepyszna, krucha i słodka), ziemniaka (zupełnie jak polski), kiełków, cieciorki.
- Polubiłam tutejsze sałatki warzywne - niczym nie przypominają tego, co znam z Europy, ale można gryżć, w przeciwieństwie do typowych indyjskich papek.
- Jeśli chodzi o nowości to jadłam "white cucumber", który smakuje jak... ogórek, kwaśnego mango (jako składnik sałatki) i przepękle ogórkowatą (bitter melon) - smakuje równie beznadziejnie jak brzmi...
Owoce
- Hindusi solą sałatki owocowe.
- Cukier i sól nie są krystalicznie białe.
- Mango jest narodowym owocem Indii.
Mango |
Owoce, których wcześniej nie probowałam:
- Guava – troche przypomina gruszkę, jest ziarnista i lekko kwaskowa, ma małe, twarde pestki i specyficzny zapach, który roznosi się po całym pokoju.
- Chicku – znowu coś jak gruszka, ale ma jedną dużą pestkę.
- Jackfruit – hmmmm, chyba najbardziej do liczi podobne, chociaż rośnie zupełnie inaczej. To są takie kulki z dużą pestką zamknięte w dużym zielonym i chropowatym owocu.
- Narangi – połączenie pomarańczy, grejpfruta i limonki.
- Papaya – troche jak melon – ma dużo czarnych pesteczek w środku.
Wyczytałam również o wielu egzotycznych owocach dostępnych w Indiach. Któregoś dnia wybiorę się chyba na poszukiwania tychże na targach owocowych. Wyglądają apetycznie, czyż nie?
Mimo wszystko głodny się zrobiłem..
OdpowiedzUsuńDragon friuta to chyba razem próbowałyśmy???czy tylko ja z Marcinem??w każdym razie totalnie bez smaku przynajmniej ten kupiony w Irlandii...a mango zazdroszcze pewnie są soczyste słodkie i takie orzeźwiające...aż mi ślinka cieknie mniam
OdpowiedzUsuńheh, że niby Anonimowy komentarz :)
OdpowiedzUsuńMarta, chyba masz racje - mogłyśmy próbować razem Dragon Fruit ale ni cholery nie pamiętam jak to smakowało ;)