Kobiety
* Te w Campusie – 4 dni w tygodniu ubierają się w 3 częściowe hinduskie stroje. Koszula do połowy uda (raczej bez dekoltu), pampeluniaste lub zwężające się spodnie i szal. W piątki, wszystkie jak jeden mąż wskakują w dżinsy i T-shirty.
* Na ulicach większość jest ubrana w Sari, lub wcześniej wspomniany 3-częściowy strój. Jedynie niektóre młode dziewczyny noszą się po europejsku, ale żadna nie odkrywa nóg.
* Często spotykane są bransoletki na kostkach stóp. W sumie nawet fajnie to wygląda, gdyby nie fakt, że „hałasuje” przy każdym kroku, niczym dzwonek na szyi owcy na pastwisku.
* Popularny jest kolczyk w nosie – dosyć spory „dżecik”.
* No i te kropki na czołach – bindi. Najczęściej czerwone. W zasadzie zarezerwowane dla mężatek, ale niektóre dziewczyny noszą je, jako ozdobę (rzecz gustu). W łazience, w pracy, nieraz widziałam, jak sobie to na czoło nakładają. Mają taką małą farbkę – trochę jak cień do powiek.
Jedzenie
* Spróbowałam świeżego daktyla – wygląda trochę jak taka pociągła czereśnia, ma podłużną pestkę a konsystencje i smak wiśni. W niczym nie przypomina daktyla suszonego, znanego w Polsce.
* Kupiłam w sklepiku również świeże liczi. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką formą sprzedaży tego owocu – czyli wiąchą gałęzi z kulkami.
* Na ulicach ostatnio zaroiło się od straganów z mango, skrzynek z mango, i wszystkiego z mango. Handel tym owocem (pod każdą postacią) jest niemal wszędzie.
* Owoce na straganach są pięknie poukładane. Handlarze, jak się nudzą to przynajmniej towar pucują.
* Popularne połączenia jedzeniowe w Indiach to: bułka z omletem, makaron z tostami, bułka z ziemniakami, omlet z ryżem. Aż chce się dokładki…
* Mówią, że jak mężczyzna traci pracę, albo szuka „łatwych pieniędzy”, to zakłada restauracje – stąd tak wiele domorosłych biznesmenów.
Ulice
* Obowiązuje ruch lewostronny.
* Autobus nie zatrzymuje się na przystankach, jedynie zwalnia. Żeby podróżować tym środkiem komunikacji trzeba posiąść umiejętność uczepiania się. Bilet kupuje się u konduktora, który kręci się po każdym pojeździe.
* Większość aut ma na przedniej szybie bożka Ganesh (to ten z głową słonia). Pełni rolę Św. Krzysztofa.
* Rikszarze, nie przejmując się tym, że jedzie z nimi klient, który może się gdzieś śpieszyć, zjeżdżają sobie na stacje benzynowa zatankować (a może pokazać się w towarzystwie białych?).
* Lusterko w samochodzie najczęściej służy do poprawiania przedziałku w tych ich tłustych, bo nasmarowanych jakimś olejkiem, włosach.
* Ludzie śpią na ulicach. W przypadkowo wybranych miejscach.
* Przez cały pobyt w Indiach nie nauczyłam się przechodzić przez ulicę po ichniejszemu – czyli nie patrząc czy coś jedzie. Cały czas wyczekuję na jakąś lukę w jadących autach, zamiast walić na oślep. Wywołuje to uśmiech na twarzach Hindusów... Ale co tam, życie mi jeszcze miłe, zwłaszcza że ostatnio na moich oczach samochód potrącił, na oko 2-letniego chłopczyka i się nawet nie zatrzymał… Brak mi słów… Cały czas mam w głowie ten tępy huk…
* W wielu miejscach spotyka się ołtarzyki różnych bożków – podobnie jak w Polsce na wsiach.
* Wielokrotnie przejeżdżaliśmy koło wesela hinduskiego. To dopiero jest impreza! Pół ulicy zamknięte. Na przedzie jedzie samochód z muzyką (coś a’la techno), za nim idą/tańczą/skaczą mężczyźni, a pochód zamykają kobiety. Do tego mnóstwo lampionów, girlandy kwiatów na szyjach, specjalnie upięte ozdoby na głowach. Jednym słowem – wydarzenie!
* Trafiliśmy niechcący na Red Bull Hawaiian Party. Hawajskia na imprezie była tylko temperatura i ceny drinków (wódka + red bull 450Rs., czyli prawie 30zł!)... Dodatkowo w oczy rzucały się damsko-męskie proporcje. Na oko: 1 kobitka na 20 Hindusów. Z tych 20-stu – 15-stu niższych ode mnie! Przynajmniej łysinę widać z góry i nie ma zaskoczenia, co do wieku delikwenta.
U nas na wsiach różnych bożków nie ma!
OdpowiedzUsuńCzy jak wykwalifikowany ratownik medyczny udzielałaś pomocy temu dziecku?
Pierwszy raz jestem na czyimś blogu więc nie wiem jeszcze jak tego anonima wyciąć
Marcjanek
Jak to nie ma, a różnego rodzaju kapliczki i ołtarzyki katolickie?
OdpowiedzUsuńNie, nie udzieliłam, bo kilka sekund po zdarzeniu byli już przy dziecku dorośli Hindusi, którzy jak mniemam udzielili pomocy. Ja jechałam riksza w przeciwnym kierunku a rikszarz zdawał się nie zauważyć co się stało, a niestety bariera językowa utrudnia tutaj jakąkolwiek współpracę... Poza tym, w tym kraju, każdy "biały" na miejscu wypadku jest winny i często dochodzi do linczu...